Sport kształtuje charakter, pozwala uzyskać hart ducha, wzmacnia nas psychicznie i fizycznie, korzystnie wpływa na samopoczucie, wskazywany jest jako recepta na szczęście, problemy i złe samopoczucie. Czy jednak stwierdzenia krążące wśród nas są prawdziwe? W ostatnim czasie miewam wątpliwości, bowiem coraz częściej okazuje się, że zawody okazują się zmaganiami koncernów farmaceutycznych, zawodników jadących na dopingu i grubych milionów wydawanych na badania, które pozwolą na uzyskanie niewykrywalnego środka wspomagającego. Moi drodzy – to już nie jest sport!
W ostatnim czasie opinia publiczna gotuje się na wieść o informacjach o kolejnych rosyjskich sportowcach u których wykryto niedozwolone środki. Kolejne mity upadają, a traktowane przez kibiców jak największe dobro i duma narodowa zawodniczki i zawodnicy, okazują się oszustami. Tak, oszustami, bo jak inaczej można nazwać osobę stosującą doping, udającą, że rywalizacja jest uczciwa, a wyniki uzyskiwane dzięki ciężkiej pracy? Czołowa tenisista – Maria Sharapova to tylko wierzchołek góry lodowej. Nie sposób wymienić każdego z przyłapanych bądź podejrzewanych o doping sportowców, jednak nazwiska takie, jak: Nikołajewa, Nikulina, Maraczewa, czy Łukianowa – zdyskwalifikowane za doping biegaczki, z pewnością niejednemu wryły się w pamięć.
Doping w sporcie jest obecny i nie będziemy temu zaprzeczać. W szczególności jeśli rozchodzi się o sporty wytrzymałościowe. Uznaje się, że kraje za naszą wschodnią granicą, jak Rosja, Białoruś, Ukraina to prawdziwe wytwórnie „koksu”. Niejednokrotnie mogliśmy słyszeć głosy, że są to prawdziwe gangi, współpracujące z rządem, łamiące prawo. Ośrodki antydopingowe zamiast pracować nad tym, by żaden z zawodników nie stosował tego typu substancji, dbają o to, by nie wychodziło to na jaw. Dokumenty są niszczone, ukrywane, fałszowane, a za zamkniętymi drzwiami laboratorium pracuje się nad zwiększeniem wydolności organizmu.
Choć zdawać by się mogło, że era największego dopingu, w szczególności wśród zawodników ZSRR i NRD minęła, to dziś jest on wciąż bardzo popularny. Chociażby Lance Armstrong – absolutny idol, legenda, ktoś kto stracił nie tylko tytuły, ale przede wszystkim szacunek, to tylko zapalnik do dyskusji o stosowanych środkach.
Powszechnie stosowane substancje są już w laboratoriach znane, przebadane i łatwe do wykrycia, toteż wraz z upływem czasu opracowywane są nowe możliwości. Jednak jednym z najłatwiejszych podziałów dopingu u biegaczy będzie ten skierowany dla sprinterów i biegaczy długodystansowych. W przypadku pierwszych królują psychostymulanty, amfetamina i steroidy anaboliczne. Drudzy, podobnie jak kolarze, stawiają na EPO i przetaczanie krwi. W sportach wytrzymałościowych stawia się na możliwość zwiększonego transportu tlenu do tkanek, co warunkuje większą skuteczność zawodnika. Jednak konsekwencje zdrowotne takiego postępowania okażą się tragiczne, o czym mogliśmy się przekonać obserwując wyniszczone organizmy byłych sportowców po latach od zakończenia wyczynowej kariery.
Świat wyczynowego sportu nie jest czysty, nie sposób w nim szukać wyłącznie uczciwości. Tak jak we wszystkim, jeśli gra toczy się o dużą stawkę – wytaczane są ogromne działa, wyposażone w myśl technologiczną i pieniądze. Nie znaczy to, że sport amatorski jest czysty. Pamiętajmy, że organizowane biegi uliczne o randze niższej niż mistrzostwa Polski nie są objęte kontrolą antydopingową, a to ze względu na wysokie koszty przedsięwzięcia. Z pewnością na maratonach odnaleźlibyśmy zawodników, którzy nie grają fair, jednak jest to z pewnością mniej zaawansowany proceder niż ma to miejsce na bieżniach światowych, gdzie zmagają się zawodowcy.
Wspomagać możemy się naturalnymi, dozwolonymi metodami, które lekko podniosą naszą sprawność, wspomagając pracę organizmu. O tym już w kolejnym artykule 😉
Pozdrawiamy
zespół: trenujbieganie.pl