O free runach od Nike słyszał z pewnością każdy biegacz, a jeśli nie słyszał, bo się nie interesował, z pewnością zobaczył charakterystyczne obuwie na nogach któregoś z przechodniów.
Około dwóch lat temu, buty minimalistyczne, do jakich zaliczana jest seria, przeżywały świetlany okres. Kupowane były nie tylko przez osoby żyjące aktywnie, ale także jako obuwie codzienne, do zwykłego sportowego stroju.
Po około dwóch latach użytkowania i jakichś 300km zrobionych w tymże modelu, chciałabym podzielić się z Wami wrażeniami.
Jako szczęśliwa posiadaczka modelu z podeszwą 3.0 v5 przedstawię fakty z życia, bez profesjonalnych parametrów, pomiaru kadencji, zwyczajne, proste i zupełnie subiektywne odczucia, których niejednokrotnie brakuje przy suchych zestawieniach z jakimi możemy spotkać się w sieci.
WYGLĄD
Charakterystyczny wygląd to coś, co pozwala nawet laikowi na odróżnienie kultowych już free runów od innych modeli. Giętka podeszwa, cholewka przypominająca skarpetkę i wyraziste kolory. Jak dla mnie jest jak najbardziej na plus, z tego też względu przez wielu użytkowników stosowane jest ono jako obuwie codzienne.
POCZĄTKI
Jako indywidualistka, postanowiłam nie stosować się do rad i opinii znalezionych w sieci, toteż przeprowadziłam zapoznanie z obuwiem minimalistycznym zupełnie po swojemu… i troszkę żałowałam. Na początku musimy sobie uświadomić, że konstrukcja buta zmusza mięśnie naszych stóp do wzmożonej pracy. Zaczynamy intensywnie korzystać z partii, które do tej pory pozostawały nietknięte. Rozpoczęłam więc od około cztero kilometrowej przebieżki – ot, niewielki dystans, co może się stać. Drugiego dnia zakwasy, odczuwalne (o dziwo) nie tylko w stopach, ale także udach i łydkach, dały o sobie znać. Osobom, które postanowiły zmienić obuwie, polecałabym „zapoznanie się” z modelem, chociażby przez krótkie, codzienne chodzenie w nim po godzinie lub dwóch. Terapia szokowa dla układu mięśniowego nie jest najlepszym rozwiązaniem 🙂
PODESZWA, A NAWIERZCHNIA
Duże kontrowersje, zarówno na blogach, jak i forach wzbudza giętka podeszwa buta. Mówi się o braku amortyzacji, która może prowadzić do kontuzji. Jedni buty chwalą, inni karzą omijać szerokim łukiem.
Jak widać na zdjęciu, producent zadbał o dodatkową, wzmocnioną warstwę w strefie wzmożonej ścieralności, to jest na palcach i pięcie buta, tak byśmy mogli cieszyć się jego trwałością. Po dość sporej sumie przebiegniętych w tych butach kilometrów, mogę uznać, że są dość trwałe, tym bardziej, że preferowaną przeze mnie nawierzchnią jest asfalt.
Dla niejednego zagadką może okazać się pocięta podeszwa, która ma nie tylko za zadanie ułatwić nam transport naszej pary butów 😉 Głównym zadaniem jest tutaj lepsze czucie zarówno nawierzchni, jak i własnej stopy – stąd pojęcie butów minimalistycznych, jako czegoś, co ma zapewnić nam bieganie niczym na bosaka.
Tutaj możemy odkryć zarówno plusy, jak i minusy opisywanego obuwia. W przypadku biegów na asfalcie, rozwiązanie jest komfortowe. Sytuacja wygląda znacznie gorzej, gdy zdecydujemy się na trening w terenie. Dla mnie free runy nadają się wyłącznie na asfalt. Zbyt duża ruchomość podeszwy sprawia, że każdy korzeń, kamyk, czy gałąź jest dotkliwie odczuwalna, co powoduje nie tylko ból, ale także destabilizację w momencie położenia stopy, a tego każdy z nas wolałby uniknąć.
TECHNIKA
Buty minimalistyczne są doskonałym narzędziem do doskonalenia techniki. Wykonanie w taki sposób, by czuć doskonale swoją stopę, która nie jest dodatkowo stabilizowana i amortyzowana, przekłada się na poprawienie techniki. Już po krótkim czasie stosowania udało mi się wyeliminować podstawowe błędy i przerzucić się na bieganie z użyciem śródstopia, bez przetoczenia stopy z pięty na jej przednią część, co jest główną zaletą butów. Bez wątpienia mogę powiedzieć, że jedynie w nich byłam w stanie poczuć wszystkie mięśnie znajdujące się w stopie, o których istnieniu nie miałam do tej pory pojęcia. Użycie free runów w treningu jest dobrą propozycją dla osób, które stawiają na wzmocnienie mięśni stopy, więzadeł.
TRWAŁOŚĆ I CENA
Choć wielu znajomych otwierało szeroko oczy na wieść o cenie butów, można powiedzieć, że jest ona standardowa dla specjalistycznego obuwia i w tej kwestii nic się nie zmieniło. Jak dla mnie – było warto, bowiem na załączonych zdjęciach widać, że buty po kilkukrotnym praniu i znacznym dystansie w nich przebytym wyglądają całkiem dobrze. Podeszwa starła się minimalnie, żadna z siatek nie pękła.
PODSUMOWANIE
Jak dla mnie minusów nie mają – gdy dopasują się do Twojej stopy na próżno szukać wygodniejszego obuwia. Są mięciutkie, milutkie i świetne.
Świetnie znoszą pranie i inne zabiegi pielęgnacyjne.
Bardzo lekkie, zajmują mało miejsca, wygodne, stopa może w nich oddychać.
Tajemnicze numerki (3.0 ; 4.0 ; 5.0) to skala wsparcia dla stopy. Im niższy numer, tym jest ono mniejsze, tym Twoja stopa bardziej pracuje, a Ty bardziej odczuwasz jej anatomię.
Z pewnością nie są to buty na maratony. Dobrym rozwiązaniem, jak w każdym przypadku stosowanie ich wymiennie z inną parą, chociażby terenową. Zdarzyło mi się biegać w nich ponad 20km i na dłuższą metę – nie polecam. Oczywiście jednokrotny trening na tym dystansie nie zaszkodzi, ale znacznie lepiej sprawdzają się na nieco krótszych.
Choć wielu nie poleca tego modelu początkującym, to nie podzielę tego zdania. Gdy zaczynałam swoją przygodę z bieganiem, postawiłam właśnie na nie. Świadome użycie obuwia minimalistycznego może bardzo korzystnie wpłynąć na jakość naszego biegu i poprawę techniki. W końcu po co nabywać złą technikę i naprawiać swoje błędy dopiero po jakimś czasie? K. T.
Test butów przeprowadziła Kinga: kinga@trenujbieganie.pl
Pozdrawiam
trenujbieganie.pl
3 komentarzy